Canalblog
Editer l'article Suivre ce blog Administration + Créer mon blog
Publicité
objets sans visa
2 avril 2007

Trzeci tydzien..

Podobnie jak w ubieglym tygodniu poniedzialek rozpoczal sie przez maly problem z motorem... Tym razem obylo sie bez upadku, jednak w polowie drogi do pracy zlapalismy kapcia w przednim kole i bylismy tym samym zmuszeni dotrzec do pracy na piechte. W zwiazku z przednim kapciem o 17-ej, po zakonczonej robocie, trzeba bylo dowlec motocykl do garazu, ktory go nam wynajmuje, aby zmienic kolo. Tak wiec z trzesacym sie kolem, wibrujaca kierownica, ulicami wypelnionymi samochodami i motorami, a za czym idzie szarymi od dymu z rur wydechowych, z szybkoscia slimaka dotarlismy do celu. Co tu duzo mowic - sama przjemnosc! Poniewaz nasza detka byla juz polatana w pieciu miejscach jedyne co nam pozostalo to wymienic ja na nowa. Obecnie oczekujemy z niecierpliwoscia kiedy wysiadzie tylnie kolo...

Co do pracy: tydzien byl bardzo ciekawy, odwiedzilismy trzech producentow przedmoitow dla TTc.

Pierwszy to "centrum Wong-Wiang", ktory specjalizuje sie w produkcji przedmiotow z wszelkiego rodzaju drewna. Pan Wong-Wiang, postanowil zalozyc ten warsztat aby dac prace bylym tredowatym, gdyz on sam byl kiedys dotkniety ta choroba i wie jakim problemem moze byc dla chorych znalezienie pracy. Pomimo iz warsztat nie posiada wielu maszyn, przedmioty w nim wyprodukowane sa wysokiej jakosci, jedynym problemem jest brak dokumentacji, lub katalogu wszystkich przedmiotow.

Drugim miejscem jakie odwiedzilismy byla wioska zamieszkana przez Karenow (jedna z tutejszych mniejszosci etnicznych, podobnie jak Lahu, Hmong, Mien, Akha, Lisu oraz Lawa zamieszkujaca polnocna czesc Tajlandi i wspolpracujaca z TTC), gdzie to piec rodzin produkuje wspolnie bizuterie ze srebra. Tutaj rowniez narzedzia pracy okazaly sie bardzo proste a przedmioty nimi wykonane wysokiej jakosci.(rzuccie okiem na album z fotkami)

Na koniec tygodnia udalismy sie do wioski zamieszkanej przez Lahu i oddalonej od Chiang Mai o jakies 180km, polozonej niedaleko granicy z Myanmarem (dawniej Birmania).Droga, ktora dojechalismy konczyla sie 18-to kilometrowym szlakiem posrodku dzungli i gor, potrzebowalismy co najmniej godziny aby przejechac tak maly kawalek... Wioska byla zlozona  ze zwyklych , drewnianych lub bambusowych domkow wzniesionych na palach.  Woda dociera prosto z rzeki dzieki sprytnemu systemowi plastikowych rur, a minimum elektrycznosci jest zapewnione przez kilka paneli slonecznych. Lahu mowia swoim wlasnym jezykiem i w wiekszosci sa chrzescijanami. Zyja glownie z uprawy ziemi, lecz od kilku lat usiluja podniesc swoje  niewielkie dorobki sprzedajac kosze tkane z bambusow. Niestety od pewnego czasu zamowienia staja sie rzadsze - ich produkcja nie sprzedje sie. Dlatego tez wyslano nas do nich aby znalezc kilka nowych pomyslow i jak to sie mowi "rozkrecic interes". Biorac pod uwage limit techniki i form, sprawa wydaje nam sie dosc trudna. Byc moze dobrze by bylo urozmaicic ich produkcje uczac ich nowej techniki... (spojrzcie na kolejny album ze zdjeciami).
W wiosce spedzilismy jedna noc... spalismy wokol paleniska ( mowiac palenisko mam na mysli ognisko posrodku domu - tak, tak, sa jeszcze miejsca na ziemi gdzie to istnieje), posrodku karaluchow, w kacie spal Sam, wydajacy dzwieki podobne do erupcji wukanicznej a pod nami spaly kury i jak sie okazalo, w okolicach 4-ej nad ranem, dwa koguty... Oboje z Niko stwierdzilismy iz nastepnym razem bedziemy lepiej delektowac sie drobiem.

Klimat: zaczynamy doznawac temperatur rzadko zaznanych w regionie. Rekord z soboty: 46ฐ w cieniu... Co robic w takiej chwili? Najlepiej nic, czekac az zajdzie slonce zaeby wystawic nos z domu.

Notka kulinarna (oczywiscie): w piatek, Lahu uprzejmie nam zaserwowali ryby zlapane golymi rekami w niedalekiej rzece, oraz wiewiorke w cytrynowym sosie. Posrodku kosci mozna bylo odnalezc nieliczne, gumiaste kawalki miesa. Niezbyt dobre choc i nie najgorsze...

Publicité
Commentaires
Publicité