Pierwszy tydzien
W nocy z soboty na niedziele opuscilismy Bangkok i udalismy sie do Chiang Mai.
A- srodek lokomocji: pociag
B- dystants do przejechania: 800 km
C- szybkosc srodka lokomocji: bardzo wolno
(A+B) / C = 15 godzin jazdy pociagiem… no comment
Nie jestem pewna co do poprawnosci matematycznej mojego rownania, jednak jedno jest pawne: pociagi w tajlandii sa jeszcze wolniejsze od polskich.
Wracajac do opisu naszych poczynan…Dojechalismy do Chiang Mai w niedziele rano i tego samego dnia znalezlismy dach nad glowa na nastepne trzy miesiace (trzeba przyznac, ze nasz ซdach nad glowaป jest calkiem duzy, niedrogi i ma lodowke oraz telewizor).
W porownaniu z Bangkokiem Chiang Mai wydaje sie nam oaza spokoju, nawet temperatura jest tu lagodniejsza. Niestety na dwa miesiace przed pora deszczowa cale miasto jest pokryte warstwa kurzu i brudu. Powietrze jest szare i ciezko jest tu chwilami oddychac. Mamy nadzieje, ze pierwsze majowe deszcze umyja to wszystko.
Nasz pierwszy tydzien nie byl zbyt przeladowany. Nareszcie przestalismy zasypiac w srodku dnia i byc glodnym w srodku nocy…W ciagu kilku dni zwiedzilismy miasto, jego liczne swiatynie, kilka targow no i oczywiscie kilka barow. Spotkalismy rowniez ludzi z TTC (Thai Tribal Crafts), z ktorymi to pracujemy. Objedlismy sie swiezymi i slodkimi mango, oraz truskawkami, ktore sa czerwoniutkie, soczyste i…posolone! Pierwsza truskawka jest zaskakujaca w smaku, druga wydaje sie obrzydliwa a po trzeciej ma sie ochote zwymiotowac.
Innym ciekawym doswiadczeniem tygodnia byla ceremonia w jednej z tutejszych swiatyn. Zaszczytu doswiadczylismy my i czworo tubylcow, a wszystko bylo kierowane przez buddyjskiego mnicha.
I tak tez przez conajmniej pol godziny, przy OHH i AHH tajlandczykow, moglismy doswiadczyc przyjemnosci podziwiania roznych wyrazow twarzy Buddy. Nasz grubiutki mnich przy pomocy kilku wylacznikow i lamp oswetlal rozmaicie zlota rzezbe i tak tez pokazal nam Budde zmartwionego, zdenerwowanego, wesolego, zdziwionego itd… Jeden z tajlandczykow obecny przy tym ceremoniale, mowiacy srednim angielskim i plujacy przy thym naokolo, usilowal nam przetlumaczyc slowa mnicha oraz sens calego ceremonialu. Niestety zrozumielismy niewiele…i wyszlismy ze swiatyni lekko rozbawieni.
Dzis (piatek) byl to nasz pierwszy dzien w TTC. Firma jest niewielka i zatrudnia osiem bardzo sympatycznych osob. Poza Harrym, szefem, nasi koledzy nie mowia zbyt dobrze po angielsku, co pozwala nam sadzic, ze w przyszlosci bedziemy miec troche klopotow w komunikacji…
No to chyba wszystko jak na razie, dolaczamy tez kilka zdjec.